Dziewczyny, same powiedzcie, która z Was nie chciałaby w swojej szafie mieć mnóstwa modnych ubrań? Jednak bycie modnym kosztuje. Niewątpliwie kupno nowych ubrań, dodatków czy biżuterii potrafi znacznie obciążyć konto. Zastanawiacie się wobec tego, co zrobić by wyglądać modnie - jednocześnie nie wydając przy tym fortuny? Jednym z Was może to wydawać się niemożliwe, jednak moje drogie jest na to rada. Wystarczy popatrzeć na koleżanki zza oceanu. Od nich bowiem dociera do nas nowa, zakupowa moda. Spytacie cóż to takiego? Otóż - wardrobing. Zjawisko to zyskuje coraz to nowych zwolenników na świecie, powoli docierając również do Polski. Wardrobing pozwala zaoszczędzić pieniądze, jednocześnie sprawiając że w szafie nie zalegają sterty niemodnych ubrań. Zastanawiacie się na czym polega? Najprościej mówiąc: kupujemy ubranie - nosimy jeden dzień - oddajemy do sklepu. " Zakupy" w taki oto sposób robią między innymi Brytyjki. Wg serwisu Vouchercodes.co.ok jedna na sześć mieszkanek Wielkiej Brytanii przyznaje się do kupna odzieży, noszenia jej przez jeden dzień, po czym zwraca do sklepu. Zjawisko to jest najbardziej popularne wśród młodych kobiet. Przeważa wśród studentek, licealistek, blogerek modowych i tych 20 latek, ze skromnym budżetem. Jako powód, dla którego młode dziewczyny sięgają po wardrobing podaje się przeważnie nietypowe okazje takie jak: rozmowa kwalifikacyjna, wesele lub przyjęcie.
A jak wygląda to zjawisko w Polsce? Otóż, w naszym kraju ono dopiero " raczkuje". Do zakupów w taki sposób przyznaje się zaledwie 7%. Przeważają oczywiście młode kobiety, które chcą być trendy a sytuacja materialna nie pozwala im na gromadzenie coraz to nowych ubrań. Wg przeprowadzonego sondażu najczęściej do sklepów wraca odzież. Rzadziej dodatki.
Przyczyn tego zjawiska doszukiwać można się oczywiście w panującej sytuacji ekonomicznej. Wiele kobiet. Zdaje sobie sprawę, że gdyby nie wardrobing to nigdy nie mogłyby pozwolić sobie na kupno wymarzonej rzeczy. Inne po prostu wychodzą z założenia, iż ubranie ma swoje" życie". Jego czas prędzej czy później mija. Jednocześnie staje się niemodne i zalega w szafie. Po części rozumiem wszystkie te kobiety, bo naprawdę trudno oprzeć się kolejnemu ciuszkowi - których całe mnóstwo zalega na wieszakach. Sama jednak miałabym chyba problem ze zwracaniem kupionej garderoby. Przyczyn mogłabym dopatrywać się w tym, że z czystego lenistwa nie chciałoby mi się podążać po raz kolejny do sklepu w celu zwrotu ubrania. Po drugie natomiast - przywiązuję się bardzo do swoich rzeczy i trudno jest mi się z nimi rozstać.
Zdaje sobie jednak sprawę, że zjawisko to z czasem stanie się coraz bardziej popularne. Wszystkie doskonale wiemy, jak dobrze przyjmuje się w Polsce moda przychodząca do nas zza oceanu. Jednocześnie przyczyna rodzi skutek wobec tego sklepy na pewno z czasem zaczną reagować na wardrobing by nieco zniwelować to zjawisko.
A Wy słyszałyście o wardrobingu? A może same z niego już korzystacie albo znacie kogoś kto to robi?